Pracuję w handlu i mnie ten zakaz też wku... drażni. Dlaczego? Kiedy pracowałem w niedziele miałem częściej wolne w tygodniu. Dzięki takiemu stanowi rzeczy mogłem: spokojnie załatwić sprawy w urzędach, zrobić spokojnie zakupy bez kolejek (inni robili je w niedziele - zakupy i kolejki), odwiedzać ciekawe miejsca z pominięciem weekendowych tłumów, "niedzielni kierowcy" rzeczywiście nie zawalali dróg w inne dni tygodnia. Miałem dodatek godzinowy za użeranie się z "A'paczami". A teraz nie dość, że wszystko powyższe jest czasem przeszłym, to jeszcze w sobotę i poniedziałek jest taki tłum klientów w sklepie, że ma się dość tej pracy. W dodatku średnie IQ i kultura odwiedzających spadły o połowę, jakby fakt zamknięcia sklepu w niedziele spowodował dziką rządzę zakupów i wrzucania na wózek wszystkiego co w ręce w padnie, bez refleksji. Rzeczywiście tak jest, da się odczuć wzrost liczby zwrotów towarów zakupionych w soboty i poniedziałki. Tak, że ten - Janusze zakupów dalej Januszują, a ja utraciłem wiele korzyści wynikających z handlowych niedziel. Jest jeden plus: Janusze już nie przychodzą całymi rodzinami po mszy, w garniturach, odwaleni jak szczury na otwarcie kanału i nie żądają wrzucenia do bagażnika worków z cementem, klejem do płytek, płyt G/K, cegieł bo: "przecież ja mam garnitur, ubrudzę się".
Popieram za to zapis, który przytoczył
@Thurgon (możliwość pracy tylko w dwie niedziele w miesiącu i nie więcej niż trzy z kolei) uzupełniony o obligatoryjny dzień wolny (nadal 40godz tydzień pracy) i dodatek płacowy za pracę w niedziele - tak z 10% podstawy brutto.