Ech... mi się marzy
kawałek plaży
gdzieś w cieniu boskim
i z piwem kioski.
Woda ciut słona,
w rozkoszy konam,
lecz drżę w obawie
bo słabo trawię.
Brzuszek nadęty
w nim ekskrementy,
czy mi się zdarzy
wstyd na cud-plaży?
Zdrowie mi pada,
już nic nie gadam,
ciągle mi gorzej
nad naszym morzem.
W brzuchu tortury
więc ruszam w góry.

--
leżę sobie w wannie , życie pełne śmiechu , wszystkie swoje troski wypuszczam do ścieków