Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Pięć zupełnie nieudanych zamachów na życie znanych osób

52 317  
167   32  
Ludzie mają do siebie to, że zdarza im się umrzeć. Czasem jednak trzeba im w tym pomóc. Na przykład w sytuacjach, gdy kogoś nie lubimy, albo gdy mamy do czynienia z osobą stojącą nam na drodze do naszych ambitnych celów. Wbrew temu, co może się wydawać, pozbawienie kogoś życia wcale nie jest takie proste, a z pozoru doskonale obmyślany plan okaże się absolutnym paździerzem, jeśli za zabijanie zabierze się totalny amator.

Histeryk Ludwik XV dźgnięty sztylecikiem

Robert-François Damiens prawdopodobnie był wariatem o dość destruktywnych zachowaniach, które sprawiły, że ten nieobliczalny mężczyzna wyrzucony został z pracy w charakterze ciecia na jezuickim uniwersytecie w Paryżu.
Nie do końca wiadomo, czemu Diabelski Robert, jak zwano go jeszcze zanim stracił robotę, w 1757 roku wpadł na pomysł zamachu na życie króla Ludwika XV. I prawie mu się to udało! W jakiś sposób szalony mężczyzna ominął straże, kiedy władca wchodził do pałacu w Wersalu. Zadał ofierze celny cios sztyletem. No, dobra - „sztylet” to trochę za dużo powiedziane. Robert dźgnął jego wysokość nożykiem z ostrzem o długości kolibrzego dzióbka. A że król ubrany był w wielowarstwowe, zimowe wdzianko, sztylecik ledwo musnął jego ciało.



Ludwik XV był jednak skłonnym do histeryzowania panikarzem i od razu zaczął „umierać”, uznając płytkie zadrapanie za śmiertelną ranę. Kazał wezwać spowiednika, a nawet w ostatnim odruchu życia wylewnie przeprosił swoją małżonkę za wszystkie zdrady z całym zastępem dworskich kochanek. Kiedy do władcy dotarło, że zamach jednak nie był zbyt skuteczny, król pewnie poczuł się nieco zażenowany.
Robert trafił na tortury, a następnie został rozczłonkowany i upieczony nad ogniem. Za takie partactwo należała mu się kara!

Giuseppe Fieschi i jego „maszyna śmierci”


W znacznie oryginalniejszy sposób mógł w 1835 roku zginąć inny francuski król – Ludwik Filip. Autorem zamachu na jego życie był niejaki Giuseppe Fieschi – gość, który prawdopodobnie dostał kasę od wrogów królewskiej rodziny, którzy bardzo chcieli władcę sprzątnąć. Pomysłowy zamachowiec skonstruował maszynę, w skład której wchodziło 25 karabinów. W odpowiednim momencie wszystkie miały wystrzelić w kierunku swojego celu.



Fieschi zamontował swoje urządzenie w mieszkaniu z oknem wychodzącym na ulicę, gdzie miała odbyć się parada wojskowa. W niej też udział brał sam Ludwik Filip i jego synowie. Bam! Wszystkie karabiny wystrzeliły. Coś poszło jednak nie tak, bo w wyniku nieplanowanej eksplozji ranny został sam zamachowiec. Kule dosięgnęły jednak 19 osób. Króla ani jego potomków jednak nawet nie drasnęły. Oberwali za to gapie, przechodnie i konie.
Giuseppe trafił pod opiekę lekarzy, którzy poskładali go do kupy i w nie najgorszym stanie odesłali do sadowej sali, gdzie Fieschi dowiedział się, że czeka go śmierć. Wkrótce potem stracił łeb na gilotynie.

Partacz Neron i spadający sufit

Neron miał powody, żeby nie darzyć swojej matki – Agrypiny – szczególną sympatią. Z jednej strony, będąc żoną cesarza Klaudiusza nakłoniła swego męża do adopcji jej syna – Nerona. Z drugiej zaś, kiedy po śmierci władcy to on zasiadł na rzymskim tronie, Agrypina zaczęła szantażować swego potomka. Miała odpowiednią kartę do straszenia swego rozpasanego syna – jak by nie patrzeć, prawowitym następcą Klaudiusza miał zostać jego syn Klaudiusz Brytanik. Neron szybko jednak zrobił porządek ze swoim konkurentem i po prostu kazał go zabić. Następnie uknuł plan ubicia własnej matki.
Cesarz kazał zamontować w łóżku Agrypiny mechanizm, który pod wpływem ciężaru powodowałby zawalenie się jej sufitu na głowę. Neron nie wziął pod uwagę jednego – otóż jego rodzicielka miała w zwyczaju korzystać z usług niewolników, którzy przed snem własnymi ciałami ogrzewali jej łoże. I to właśnie ci nieszczęśnicy zmiażdżeni zostali przez spadający sufit.



Cesarz nie zamierzał jednak rezygnować ze swoich planów i zaprosił swoją matkę na podróż łodzią. Ta, w odpowiednim momencie, miała pójść na dno. Agrypina potrafiła jednak pływać i bez większego trudu dotarła na brzeg.
Zirytowany Neron ostatecznie postanowił skorzystać ze znacznie prymitywniejszych metod zabijania. Wynajął trzech zbirów, aby ci wpadli do Agrypiny „na chatę” i zadźgali ją nożami. Tym razem się udało!

Charles De Gaulle i samochód, który ocalił mu życie

W latach 60. Citroen DS stał się oficjalną bryką, którą wozili się najważniejsi francuscy politycy. W tym i Charles De Gaulle. 22 sierpnia 1962 roku, kiedy prezydent jechał na lotnisko, jego wóz został ostrzelany przez zamachowców należących do Organizacji Tajnej Armii. Ludzie ci mieli za złe politykowi, że dążył do pokojowego zakończenia wojny i wycofania wojsk z dążącej do wyzwolenia się spod francuskich wpływów Algierii.



Citroen podziurawiony został 140 kulami. Zginęło wówczas dwóch ochroniarzy De Gaulle’a. Niepozorne autko miało jednak broń, która uratowała prezydentowi życie. Mowa o innowacyjnym wówczas hydropneumatycznym systemie zawieszenia samochodu, dzięki któremu kierowca utrzymał kontrolę nad pojazdem i mimo przebitych wszystkich opon, udało mu się uciec z miejsca zamachu.
Do końca życia De Gaulle pozostał wielkim zwolennikiem Citroena. Do tego stopnia, że w 1969 roku, gdy marka miała spore kłopoty finansowe, polityk nie dopuścił, aby ta została przejęta przez włoski koncern - Fiat.

Dwie spluwy – tak na wszelki wypadek


Jeden pistolet to za mało! – pomyślał Richard Lawrence, amerykański malarz pokojowy, a przy okazji - wariat przekonany, że jest wcieleniem angielskiego króla Ryszarda III, który zmarł w 1485 roku. Lawrence pragnął zamordować prezydenta Andrew Jacksona, bo uważał, że „przez niego ludzie mają mniej pieniędzy!”. Na wszelki wypadek Richard przygotował sobie dwa pistolety i zaczaił się przy wyjściu z cmentarza, którędy Jackson miał przechodzić po swym uczestnictwie w ceremonii pogrzebowej.
Bam! Mimo że Lawrence strzelał z bliska, kula nie trafiła do celu. Mężczyzna wyjął więc drugą broń, wymierzył i… znowu chybił. W międzyczasie liczący sobie prawie 70 lat prezydent wyrżnął swoją laską w łeb niedoszłego zamachowca. Raz, drugi raz, trzeci! Pewnie by z biedaka zrobił buraczaną sałatkę siekaną, gdyby nie tłum, który w porę odciągnął rozjuszonego polityka z pokiereszowanego 35-letniego Lawrence’a.



Największy partacz w historii zabójców uznany został za niepoczytalnego świra i resztę życia spędził w szpitalach dla czubków.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12
1

Oglądany: 52317x | Komentarzy: 32 | Okejek: 167 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

16.04

15.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało