Kolejna część serii o tym, jak to coś, co mówiliśmy za młodu, zrozumieliśmy po latach. No i czasem zdarzają się drobne przeinaczenia tekstu, co czyni stary kawał zupełnie nowym, o innym wymiarze.
Mieszkałam w mieścinie, gdzie wakacyjną tradycją dzieci było zbieranie się wieczorem i opowiadanie kawałów. Niestety, nie wszystkie kawały były przekazywane w oryginalnej wersji.
Tak więc by zwrócić uwagę rodzicielki, opowiedziałam ten:
Przychodzi Indianin do biura i chce zmienić nazwisko.
- A jak pan ma na imię?
- Strzała wystrzelona z łuku, która szybko leci do celu.
- A jak chce się pan nazywać?
- FIUUUUUUUUUUUUUUUT. (Chodziło o Ziuuuuuuut).
Wszyscy się oczywiście śmieją, ale mnie ich reakcja jakaś dziwna się wydawała, więc pytam mamy czy coś powiedziałam nie tak. Odpowiedz mamy:
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą